Młodzież, jak w "Potopie", na niedzielną mszę wybrała się saniami.
Wieczorem pospolite ruszenie postanowiło spontanicznie utorować drogę do wolności (z której skwapliwie skorzystaliśmy, ruszając uwolnionym po 2 dniach samochodem w białą dal - co było ze strony mojego Pana Męża przejawem iście ułańskiej fantazji).
Samochody mojej rodziny też unieruchomione z zaspach. Próbuję sobie przypomnieć, jak to jest.... Tutaj, od dziś, topnieje. PS. Dzisiaj odmarzła nam rura doprowadzająca wodę do pralki i w końcu, po trzech dniach, mogłam zrobić pranie.
OdpowiedzUsuńJak to jest być unieruchomionym w zaspie? A próbowałaś już wcześniej tej przyjemności?! Co do prania, to rozumiem Twój zachwyt - ja też, jak czegoś nie upiorę, to jestem nieszczęśliwa. Swoją drogą: podejrzewałam, że trzymanie pralki na zewnątrz MUSI mieć jakieś słabe strony, ale nie jest źle. Pomyśl, co by było, gdyby pranie zamarzło Ci w bębnie!
OdpowiedzUsuńach, pamieta się te czasy, kiedy pranie robiło się w grupie zdrowych bieszczadzkich kobiet nad rzeką, wypukując plamy kamieniami:) automatem można wtedy było nazwać tzw tarkę:)
OdpowiedzUsuńW tej właśnie chwili marzę o zaśnięciu w zaspie i obudzeniu się dopiero, jak w domu zjawi się ktoś do dziecka. PS. Czy Ty też lubisz patrzeć jak się wiruje?
OdpowiedzUsuń