Najgorzej jest w piątki. Matki Parafialne startują o godzinie, o której potrafię być jeszcze w łóżku (czyt. - o 8.45). W pozostałe dni jestem w stanie zostawić za sobą mieszkanie w jako takim stanie, w piątki raczej mi się to nie zdarza. Kawa wypijana w łazience w piątki jest koniecznością, w pozostałe dni staje się nawykiem. Stawiam ją na szafce i łyknę sobie, kiedy idę tu i kiedy wracam, łyknę zatrzymując się przed lustrem, i biegnąc wte, i biegnąc wewte. Rano łazienka jest zawsze po drodze. Nie wiem jakim cudem, skoro mam ją na końcu mieszkania.
Kochana, Ty się ciesz, że masz taką łazienkę, po której można biegać. A na tym monstrualnym blacie zmieściłby się kocioł z grochówką dla plutonu wojska, nie tylko kubeczek z kawą. A i 8.45 nie robi na mnie wrażenia - w dzień powszedni o tej porze jestem już od 3 godzin na nogach (zauważ, że nie napisałam "na chodzie" - bo to nie zawsze byłaby prawda).
OdpowiedzUsuńPunkt widzenia się zmienia w zależności od punktu leżenia (może jednak przerzucę się na poezję?)
OdpowiedzUsuńPrzemyślałam sprawę i przyznaję, że się trochę wygłupiłam. Ja wstaję, bo muszę. Ty wstajesz, bo chcesz. Gdybym nie musiała, nie otwierałabym oczu przed 13.00. Ty wstajesz, bo tak chcesz.Szacunek.
OdpowiedzUsuń