piątek, 29 stycznia 2010
Najgorzej jest w piątki. Matki Parafialne startują o godzinie, o której potrafię być jeszcze w łóżku (czyt. - o 8.45). W pozostałe dni jestem w stanie zostawić za sobą mieszkanie w jako takim stanie, w piątki raczej mi się to nie zdarza. Kawa wypijana w łazience w piątki jest koniecznością, w pozostałe dni staje się nawykiem. Stawiam ją na szafce i łyknę sobie, kiedy idę tu i kiedy wracam, łyknę zatrzymując się przed lustrem, i biegnąc wte, i biegnąc wewte. Rano łazienka jest zawsze po drodze. Nie wiem jakim cudem, skoro mam ją na końcu mieszkania.
środa, 27 stycznia 2010
poniedziałek, 25 stycznia 2010
Obiady domowe
M2 (podejrzliwie): Co to za mięso?
Matka: Kurczak.
M2: Chcę dżdżownice, takie jak wczoraj!
M1 (blednąc): To wczoraj były dżdżownice?!
Ojciec: Nie, to było mielone.
Matka (do M1): A Ty już zjadłeś wszystko?
M1 (wyzywająco): Tak !
Matka: A brokuły? To te zielone. Zjedz brokuły, one nie gryzą!
M1 (z naciskiem): Zjadłem.
Matka: Ośmiornicę też?
M1: (zielenieje)
M2 (entuzjastycznie): To nie była ośmiornica, tylko meduza!
M1 : Czy nie możemy raz zjeść normalnego obiadu?!
Matka (obrażona): To JEST normalny obiad!
M2 (w tle): Meduza, meduza!
Matka (karcąco): Nie meduza, tylko ośmiornica!
M1 (zrozpaczony): Tato, tam naprawdę była ośmiornica?!
Ojciec (zdecydowanie): Nie było żadnej ośmiornicy. Ani meduzy. Tylko MIĘSO i WARZYWA.
M1 (trącając coś widelcem na talerzu): A to białe?
Ojciec: Warzywo.
M1 (drżącym głosem): Jakie?
Ojciec (uspokajająco): Bambus.
niedziela, 24 stycznia 2010
to ile tam macie
Bo tu najpierw naprzeciwko mnie usiadła panna w mini i sandałach (nogi gołe), a potem zastąpił ją pan w podkoszulku i kamizelce.
To nie jest kraj dla miękkich ludzi.
wtorek, 19 stycznia 2010
poniedziałek, 18 stycznia 2010
czwartek, 14 stycznia 2010
I nie będzie niczego.
Kochana
dzisiaj notka nie
no notka
keine.
Bo jeszcze muszę:
schować odkurzacz,
posprzątać kibel (pewnie powinnam napisać "umyć toaletę", ale u mnie w domu mówi się "posprzątać kibel" - to znaczy JA tak mówię, bo nikt poza mną nie sprząta kibla),
poczytać dzieciom "Tajemniczą wyspę", chociaż same umieją czytać (chociaż w różnym zakresie) i przynajmniej niektóre mogłyby poczytać sobie albo nawet i pozostałym,
nastawić pranie,
pozmywać to, co nie zmieściło się w zmywarce,
ustalić kolejność, w jakiej mam zrobić wymienione powyżej rzeczy.
Sama widzisz, że w tej sytuacji nie może być mowy o żadnej notce.
Keine.
I już. Koniec, kropka, pl.
środa, 13 stycznia 2010
Nieoczekiwany opad
wtorek, 12 stycznia 2010
Nie mogę wymyślić dobrego tytułu dla tej notki.
Mam pixeli pięć milionów
zręcznie spakowanych,
w mój telefon komórkowy,
w Chinach montowany !
Telefonem robię zdjęcia na prawo i lewo!
Czasem w kadr mi wejdzie krzaczek,
czasem jakieś drzewo!
poniedziałek, 11 stycznia 2010
Zima Sarmatów.
Młodzież, jak w "Potopie", na niedzielną mszę wybrała się saniami.
Wieczorem pospolite ruszenie postanowiło spontanicznie utorować drogę do wolności (z której skwapliwie skorzystaliśmy, ruszając uwolnionym po 2 dniach samochodem w białą dal - co było ze strony mojego Pana Męża przejawem iście ułańskiej fantazji).
sobota, 9 stycznia 2010
czwarta kolejność zimowego utrzymania *
Przepraszam, że dopiero teraz, ale musiałam najpierw odśnieżyć łącza, wysuszyć router i wyrąbać przerębel w klawiaturze...
Biedny M1 wyruszył o świcie na narty, ale pod Bardem autokar zawrócił. Mam nadzieję, że dojadą do miasta, zanim zawieje i zamiecie ostatnie przejezdne drogi. Zima.
Ale są tacy, którzy się nie przejmują:
* droga odśnieżana jest wiosną
piątek, 8 stycznia 2010
czwartek, 7 stycznia 2010
coś ładnego (?)
środa, 6 stycznia 2010
Jeżeli...
... czekasz na moją notkę, to się dziś nie doczekasz, chociaż to moja kolej. Wróciłam dziś do domu po 12 godzinach niebycia w domu. Boli mnie prawa stopa. Zasnęłam w autobusie. Dotarłam do budowli, zwanej w mojej rodzinie ruinami Groznego, gdzie wysłuchałam kilku, nieznanych nikomu kolęd, na wszelki wypadek granych w tempie marsza pogrzebowego, żeby wyeliminować ryzyko, że ktoś je jednak rozpozna i zaśpiewa. Oraz jednej trzeciej kazania, wygłaszanego tonem sugerującym, że wygłaszający je nie jadł śniadania, ani wczorajszej kolacji (wczorajszego obiadu być może też). Pozostałe dwie trzecie przespałam. Po przebudzeniu okazało się, że mam palce sine z zimna. Na koniec obejrzałam sobie, jak u balasków staruszki w fantazyjnych czapkach biją się o poświęconą kredę.
Sama rozumiesz - po takich przeżyciach naprawdę muszę odpocząć. Bądź miła i opublikuj tymczasem coś ładnego.
o.