M2 odrobiła dziś pierwsze w swoim życiu zadanie domowe.
Wieczorem, po wysłuchaniu opowieści o walce księcia Dakkara (pseud. Kapitan Nemo) z brytyjskim okupantem oświadczyła stanowczo: "Już się nie będę uczyła w szkole angielskiego". To pewne, że jutro w szkole poczęstuje panią gadką o okrutnych Anglikach, bestialsko dławiących powstanie sipajów.
Poczekaj tylko aż wejdzie w życie ta ustawa o przeciwdziałaniu przemocy w rodzinie. Czasami mam wrażenie, że Twój dobór lektur czytanych dzieciom na dobranoc absolutnie pod nią podpada.
OdpowiedzUsuńA co, prawda w oczy kole? ;)
OdpowiedzUsuńNie, a niby why? PS. Może wykorzystasz nasz narodowy argument o konieczności znajomości języka wroga?
OdpowiedzUsuńPo namyśle stwierdzam, że może zazdroszczę Ci swobody w doborze - ja od dwóch tygodni nic tylko Lola, Elmer, Monkey & Me i polskie wierszyki ( z książki od Ciebie, dzięki, zdążyłam ją już znienawidzić). Idę malować tysięcznego kota. Nienawidzę kotów.
OdpowiedzUsuńJa też, odkąd drapią w drzwi sypialni o 5.45.
OdpowiedzUsuńCo do angielskiego, to spoko: rano, przy czesaniu kitek, zdążyłam nakreślić M2 krótki rys historyczny antagonizmów angielsko-francuskich, wspominając Wilhelma Zdobywcę i wojnę trzydziestoletnią, a potem wyjaśniłam, że Verne był Francuzem, więc musiał być do Anglików uprzedzony. Moja argumentacja trafiła M2 do przekonania. Chyba.