Wysłuchałam "Wichrowych wzgórz" i wreszcie zrozumiałam, kto jest czyją córką i kto czyim synem. Żeby zapamiętać, kto komu powinien mówić "wuju", musiałam sobie narysować drzewo genealogiczne (no, krzaczek). Ale w końcu wiem, jak to się stało, że Earnshawowie zostawali Lintonami - czy może odwrotnie.
Nie uwierzyłabym, że Anglicy (choćby i wyimaginowani) mogli żyć i umierać z taką pasją. Ale okazuje się, że i dziś roznamiętnieni Anglicy oddają się wyuzdanym rozrywkom.
Narysować ... to się nazywa świadome czytelnictwo. Nabokov byłby z Ciebie dumny.
OdpowiedzUsuńNabokov? Nie znam gościa!
OdpowiedzUsuń