Duży ekran, dookoła nierozpraszające ciemności i nie masz pokusy wyskoczyć do kuchni po herbatę. Bez dziecka (a nawet - męża), co jest miłą odmianą. I last, but not least - Colin (wydawało mi się, że wolę Hugh Granta, ale najwyraźniej się myliłam). Oczywiście, że po powrocie zdałam entuzjastyczną relację.
A potem jeszcze herbata w pubie - sama bym się nie odważyła, ale Barbara nie miała wątpliwości, że wypada (w sensie - że my dwie w pubie, no i ta herbata).
Chyba sporo osób przeczytało Twoją notkę - wczoraj wieczorem bilety były tylko w drugim i rzędzie. Kolejne podejście we wtorek.
OdpowiedzUsuń